BEZPŁATNIE ORGANIZUJEMY PROMOCJĘ FIRM KAŻDEJ BRANŻY, STOWARZYSZEŃ, ARTYSTÓW - inkubator@portalpolski.pl

PRZEPIS NA HANEKE

19.04.2018 / czytano: 1081 razy

Najnowszy film Michaela Hanekego znów mami przewrotnym tytułem, choć tym razem mistrz nikogo nie oszuka - koniec nie może być przecież szczęśliwy. Wiele wskazuje na to, że film stanowi nie tyle pożegnanie z X muzą, o ile swoiste podsumowanie. ,,Happy end" jest bowiem syntezą wszystkich składowych niepowtarzalnego, surowego stylu mędrca Hanekego, który, arsenałem technik dystansacyjnych, zmusza nas do chłodnej obserwacji przewrotnej, niepozbawionej wynaturzeń natury ludzkiej.

REKLAMA



Można by zapytać: po co się powtarzać? Widzowie zaznajomieni z twórczością Hanekego, już wczytując się w opis ,,Happy Endu” dostrzegą nawiązania do poruszanych w poprzednich filmach motywów. Taki autotematyczny kolaż nie spotkał się, delikatnie mówiąc, z entuzjazmem krytyki. Ale Haneke ma na to odpowiedź: ,,To zawsze ten sam umysł. Więc to normalne, że te rzeczy powinny się powtarzać. Ten zarzut był stawiany wszystkim wielkim twórcom” stwierdza z właściwą sobie skromnością w wywiadzie z Benjaminem Lee. ,, Bergman, Cassavetes, Kubrick - wszystkich oskarżano o poruszanie wciąż tych samych tematów”. W ramach tego wyznania i w kontekście nadchodzącej premiery, warto więc pokusić się o wygenerowanie przepisu na Hanekego (choć znanemu z przekory reżyserowi zapewne by się to nie spodobało).
 
HUPPERT
Postać emblematyczna dla twórczości Hanekego w nowym tysiącleciu. Wirtuozerski występ w ,,Pianistce" (2001) zainicjował współpracę cenionej francuskiej aktorki i reżysera - Isabelle Huppert zagrała potem w ,,Czasie wilka" (2003), oscarowej ,,Miłości" (2012) , a następnie we wchodzącym właśnie na ekrany ,,Happy Endzie". Choć większość jej ostatnich ról wpisuje się w emploi silnej, zmaskulinizowanej inteligentki, każdy z filmów Haneke odkrywa przed publicznością szersze spektrum jej talentu. Wydaje się zresztą, że sama Huppert dzieli poglądy reżysera w kwestii misyjności kina. Podczas niedawno przeprowadzonej rozmowy z Isabelle Giordano w ramach programu Women in Motion, aktorka stwierdziła, że filmy nie muszą być wcale polityczne, by poruszać ważne tematy. Tak też jest w ,,Happy Endzie" - owszem, akcja rozgrywa się w największym europejskim skupisku migrantów - Calais, lecz naszkicowany w tle kryzys uchodźczy to raczej szkło powiększające. Przez jego pryzmat dostrzeżemy związaną silnie z poczuciem wyższości obojętność bohaterów - przywarę, uparcie piętnowaną przez Haneke począwszy od mocnej ,,trylogii przemocy" (,,Siódmy kontynent"(1989), ,,Video Benniego"(1992), ,,71 fragmentów"(1994)).
 
ANTYPSYCHOLOGIZM
Haneke, rozmówca w ogóle niełatwy, niezmiennie drwi z pytań o genezę mrocznych tematów podejmowanych we wszystkich swoich filmach - zwłaszcza, gdy gospodarz wywiadu usiłuje powiązać je w jakiś sposób z osobistymi traumami reżysera. Sam jest absolutnie przeciwny ,,taniemu psychologizowaniu", co najlepiej widać w ,,Pianistce". Znamienny jest rozdźwięk między charakterem powieści Jellinek, a jej adaptacją w wykonaniu Hanekego. Noblistka w swoich książkach zawsze powracała do dzieciństwa dorosłych już bohaterek, tam umiejscawiając źródło dręczących ich dysfunkcji. Twórca ,,Funny Games” nie tłumaczy autodestrukcyjnych skłonności ani obsesji Erici; nawet jeśli w przeszłości tkwią zaczątki jej zaburzeń, nie znajdziemy tego na ekranie.
 

 
NIE AKTORZY, LECZ MODELE
Haneke (jak jego młodsi koledzy po fachu: Bruno Dumont i bracia Dardenne) za wzór stawia sobie nazywanego ,,malarzem kina” Roberta Bressona. Szczególnie w swoich pierwszych filmach inspirował się bressonowską koncepcją prowadzenia aktorów, która zakładała odrzucenie teatralnych naleciałości na rzecz realizmu przedstawienia. Tak jak francuski mistrz, który, notabene, również był przeciwnikiem psychologizacji, Haneke woli pokazywać, umieszczać aktorów (lub, ,,modeli”, jak zwał ich Bresson) w kontekstach, zamiast komunikować lawiną słów.
 
EFEKT OBCOŚCI
Ale Haneke teatru się nie boi - korzysta przecież na gruncie filmowym z kategorii estetycznej, stworzonej przez Bertolda Brechta na potrzeby desek scenicznych. Efekt obcości, bo o nim mowa, ma wywołać w widzu dystans; polega on na podniesieniu zwykłego zjawiska do rangi czegoś niecodziennego przez nieoczywiste jego ukazanie. To filtrowany proces poznawczy - słowem Brechta ,,zrozumiałe samo przez się, robimy w pewien sposób niezrozumiałym, jednak tylko w tym celu, aby później okazało się tym bardziej zrozumiałe”. Haneke nie pozwala więc widzom zapomnieć o fikcyjności przedstawianych wydarzeń. I tak, nagraną już przez chłopca scenę morderstwa w ,,Video Benniego”(1992) oglądamy przez pryzmat telewizora, a gdy torturowana ofiara w ,,Funny Games”(1997) przechytrzy oprawcę, ten chwyta za pilota i po prostu cofa taśmę do momentu, w którym miał przewagę.
 
KADROWANIE PRZEMOCY
Wyżej wspomniane zabiegi służą też uświadomieniu publiczności jej uczestnictwa w spektaklu okrucieństwa. ,,Po co to oglądacie?” zdaje się pytać Haneke. Czyż to właśnie przemoc nie stanowi czynnika, dla którego sięgamy po jego film? Reżyser gra z naszymi oczekiwaniami, upychając jej akty gdzieś poza kadrem, a jednocześnie serwuje pożywkę dla wyobraźni pod postacią odgłosów. Tym samym zmusza widza do aktywnego udziału - i, jak kiedyś stwierdził - ,,psuje zabawę”, bo to wtedy robi się naprawdę nieprzyjemnie.
 

Dowiedz się więcej o Isabelle Huppert! Kliknij TUTAJ 


EFEKT DOMINA
I na koniec - nieodłączny element każdego filmu Hanekego, czyli dysfunkcyjna rodzina, od najstarszych po najmłodszych jej członków. Zazwyczaj pod płaszczykiem pozorów, za fasadą rytuałów, choć podskórnie czujemy, że dzieje się coś niedobrego. Nie inaczej jest w najnowszym filmie twórcy; co więcej, zamieszkująca Calais rodzina z wyższych sfer ma być symbolem zachodniego zepsucia, które, jak uważa Haneke, jest po części pokłosiem kolonializmu.
 
Oczywiście, to tylko niektóre ze składowych, które utkały gęstą od etycznych i moralnych rozważań twórczość największego filozofa europejskiego kina. O tym, czy przepis na Haneke po raz kolejny się uda, będziecie mogli przekonać się na własne oczy 16 marca - wtedy to ,,Happy end” wejdzie do kin.
 
Magda Narewska
źródło: http://www.offcamera.pl/
 

Lista komentarzy

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Nick:
Treść:
Przepisz kod:
REKLAMA